Po 4 miesiącach rzucił seminarium. “Po tym co zobaczyłem w środku, wszystkie oczekiwania prysły”

Nie każdy sprzątał, prasował, gotował w domu. Dla niektórych to są oczywistości, ale dla 19-latków, którzy mieszkali całe życie z rodzicami, nie. Tam masz przyjść i zrobić. Nikogo nie interesowało to, że jesteś spocony, mokry, bo musiałeś iść o 5 rano odśnieżać ścieżki. Za 15 minut masz być w kaplicy i koniec. Wychowywali nas do posłuszeństwa.

Aleksandra Pucułek: – Zacznę od końca. Jak się teraz czujesz?

Piotr*: – Dobrze. Pracuję w szkole. Uczę muzyki w trzech podstawówkach. Uzbierałem cały etat. Gram też w kościele. Naprawdę dobrze mi się teraz układa.

Teraz, czyli po wyjściu z seminarium. Kiedy zrezygnowałeś?

– Na pierwszym roku, po czterech miesiącach. Zrezygnowałem dokładnie 23 grudnia ubiegłego roku.

Zapamiętałeś nawet datę?

– To był czas rozjazdu do domów przed świętami, stąd pamiętam. Chciałem osobiście powiedzieć wszystkim chłopakami o swojej decyzji i odejść z godnością. Gdybym się rozstał „po angielsku”, to straciłbym w oczach wielu osób, chociaż i tak byłem na językach. Początkowo myślałem, że zdam jeszcze sesję, żeby się sprawdzić, ale z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień były gorsze sytuacje, więc zdecydowałem, że już nie wracam.

Pierwsza myśl, że to nie to, kiedy się pojawiła?

– Miesiąc wcześniej, w listopadzie, po rekolekcjach. Czara goryczy się przelała. Nie tak wyobrażałem sobie seminarium.

Zobacz także

Opinia proboszcza przy rekrutacji, szóstka za 101 proc. Takich absurdów w szkołach jest więcej

Łacina wraca do szkół od września. “Tylko po co? Nawet księża łaciną się już nie posługują”

To jak wyobrażałeś sobie seminarium, dlaczego tam poszedłeś?

– Myślałem o tym już w liceum, ale wtedy się nie odważyłem. Poszedłem na studia z edukacji artystycznej, skończyłem też studium dla organistów. Dostałem pracę w kościele. Kluczowym momentem była pielgrzymka. Chodzę od lat do Częstochowy, ale na ostatniej poznałem fajnych księży, dużo rozmawialiśmy. Doszedłem pod obraz, pomodliłem się, porozmawiałem z Matką Bożą i pomyślałem: może to jest ten czas?

Wróciłem do domu, minęły dwa dni i zadzwoniłem do seminarium. Zgłosiłem się. Rekrutacja się już kończyła, zostały mi dwa tygodnie na wszystkie formalności, ale księża ucieszyli się, bo mieli mało kandydatów. Z dnia na dzień zrezygnowałem z pracy, z mieszkania, ze studiów, bo od października miałem zacząć magisterkę z dyrygentury.

Odważny jesteś.

– Wszystko postawiłem na jedną kartę. Spakowałem się, przyjechałem do rodzinnego domu, powiedziałem mamie o mojej decyzji. Nie była zadowolona z tego pomysłu, bo myślała, że będę w końcu muzykiem, dyrygentem, więc był płacz. Ale też zaskoczona nie była, co miała zrobić.

Pozostali z rodziny, znajomi jak zareagowali?

– Rodzeństwo, znajomi odradzali mi. Niektórzy księża, siostry zakonne też mnie od tego odwodzili. Mówili wprost, żeby skończyć magisterkę i nie popełniać tego błędu, który oni popełnili. Idąc do seminarium, zależało mi na odnalezieniu wspólnoty. Liczyłem, że tam będzie jak w rodzinie. Wzajemne zaufanie, wsparcie – takie miałem oczekiwania. Zdawałem sobie sprawę z tego, że czekają mnie też obowiązki, ale to, co zobaczyłem w środku, spowodowało, że wszystkie oczekiwania prysły.

Co zobaczyłeś? Co spowodowało, że teraz uczysz w szkole, a nie uczysz się na księdza?

– Od początku wzbudziłem spore zainteresowanie, bo przyszedł muzyk, w dodatku już po licencjacie, pracujący, a to rzadkość. Pozostali byli świeżo po maturze albo rok po maturze. Myśleli, że będę ich rozstawiał po kątach, bo byłem starszy, a to ja zostałem zdegradowany do zera. Zwłaszcza jeden z seminarzystów zaszedł mi za skórę. Co powiedziałem, powtarzał to dalej. Przeglądał mojego facebooka i oceniał mnie po tym, co tam zamieszczam. Krytykował na każdym kroku. Bolało mnie to obgadywanie, niedojrzałość, to, że moje nazwisko wciąż krąży po seminarium: Piotrek to, Piotrek tamto. Zgłosiłem to prefektowi, czyli opiekunowi roku i ojcu duchownemu, który prowadzi nas przez sześć lat w seminarium.

Zobacz także

Barbara Nowak apeluje, by w szkołach był portret papieża. Nauczyciele: “Nie pominiemy nowych wątków”

Diecezja pada, bo brakuje księży. Ściągną ich z Afryki

Jaka reakcja?

– Albo nie chcieli się mieszać, albo odwracali kota ogonem. Traci się wiarę przez takie rzeczy, bo tutaj niby chodzisz do Kościoła, uczysz się głosić ewangelię, a wokół obłuda, zero szacunku do drugiej osoby. W ogóle nazwiska fruwały po budynku jak ptaki na wiosnę. W całym seminarium było około 20 kleryków, na moim roku – sześciu. Garstka. Zamiast poznawać się, wspierać, to jeden na drugiego patrzył krzywym okiem. Gdzie tu jest wspólnota? Stwierdziłem, że nie chcę być księdzem, który będzie miał coś z góry narzucane, że nie będę się uczył takiego dziadostwa, zakłamania.

Mówisz teraz o wykładowcach czy innych klerykach?

– Klerykach, ale nie podobało mi się też traktowanie nas kleryków.

Przez?

– Przez rektora, władze, prefekta.

Rok temu niewiele ponad 200 nowych kleryków zaczęło naukę w seminariach diecezjalnych w Polsce. Każdego roku przyjmowanych jest ok. 10 procent mniej kandydatów do seminariów. W Poznaniu, we Wrocławiu uczą się klerycy z różnych diecezji, bo móc utworzyć grupę. Od tego roku seminarzyści z Łowicza przeniosą się też do Warszawy. Patrząc na te statystyki, powinni was nosić na rękach.

– Wręcz przeciwnie. Traktowali nas tak, jak ich traktuje biskup. Czyli nie liczyli się z naszym zdaniem, pomiatali nami. Zaczynało się od codziennych sytuacji. Nie każdy sprzątał, prasował, gotował w domu. Pewnie dla niektórych to są oczywistości, ale dla 19-latków, którzy mieszkali całe życie z rodzicami, nie. Tam masz przyjść i zrobić. Albo nikogo nie interesowało to, że jesteś spocony, mokry, bo musiałeś iść o piątej rano odśnieżać ścieżki wykładowcom, albo ludziom, którzy idą do kościoła. Za 15 minut masz być w kaplicy i koniec. Ja nie mogłem nawet grać na organach, musiałem prosić się za każdym razem. Wychowywali nas do posłuszeństwa. Niejednokrotnie usłyszeliśmy też, że będzie nam ciężko w życiu, że będziemy musieli prosić o chleb, że będziemy poniżani. Lekko padały takie słowa.

Posługa księży nie jest dziś prosta, więc może chcieli was na to w ten sposób przygotować.

– Może i tak, ale powinni zdawać sobie sprawę z tego, że jak oni zaczynali seminarium, to było 20,30 osób na roku. Było z czego wybierać, kogo zniechęcać, ale jak jest sześciu? My, nie ukrywam, z kolegą zaczęliśmy się stawiać.

Przeciwko czemu?

– Młodzi, którzy idą do seminarium prosto po maturze, są nieokrzesani. Żyją w świecie szkoła-dom-luz. W seminarium nagle zabierają ci telefon, dostajesz go na parę godzin dwa razy w tygodniu. Nie masz komputera, nawet w bibliotece. W zamian dostajesz różaniec i pismo święte. A chłopaki tuż po maturze większość nauczania w ostatnich latach mieli przez telefony, komputery. Weź im to teraz zabierz i ogranicz niemal do zera. Gdy buntowaliśmy się, zawsze było mówione: my też tak mieliśmy, nam też zabierali.

Poza tym w seminarium nie uczą nas obycia z ludźmi, to jak mamy uczyć się posługi, współpracy? Jesteśmy zamknięci na cztery, pięć miesięcy, potem spuszczają nas ze smyczy na dwa tygodnie i człowiek dostaje wariacji. Nie wie, co ze sobą zrobić. Są tacy, którzy idą w mocne imprezy, a potem wracają do seminarium i myślą, że wszystko się odmieni, wróci do normy. Jak w Harrym Potterze za sprawą założenia magicznego stroju.

Tylko tu chcą założyć sutannę.

– Wiemy, w jakich czasach żyjemy, że księża są oskarżani o związki z polityką, o pedofilię. Młodzi ludzie idą do seminariów z chęcią zmiany myślenia o księżach. Chcą być „herosami”, naprawić trochę świat i pokazać, że do seminarium idą też normalni ludzie. Owszem, idziesz normalny, ale po roku wychodzisz stamtąd wygięty, zmięty, jak pranie wyciągnięte z pralki po wirowaniu na 1,2 tys. obrotów. Jesteś tak wchłonięty w tę strukturę, oglądasz takie sprzeczne obrazki i sam już nie wiesz, jak się nazywasz i kim jesteś.

Tym bardziej większy podziw dla księży, którzy pozostają normalni.

– Ale to są jednostki. Zamknięcie, sposób wychowywania nas na księży i to, jak się prowadzą księża, czyli jedno mówią, drugie robią. To moim daniem są powody spadku powołań i powody rezygnacji w trakcie nauki w seminarium.

Ty zrezygnowałeś po czterech miesiącach zamknięcia i co dalej?

– Zacząłem zwozić rzeczy do domu i mama spytała, co się dzieje. Na początku powiedziałem, że mamy dwa tygodnie przerwy, muszą posprzątać pokoje, stąd wszystko zwożę. W końcu porozmawiałem z nią szczerze. Znowu był płacz, ale chyba z radości, ulgi. Rodzeństwo wiedziało wcześniej, rozumiało moją decyzję. Najgorzej zostałem potraktowany przez mojego proboszcza. Miałem obowiązek poinformowania go o mojej decyzji. Usłyszałem, że najlepiej będzie, jak w święta nie pokażę się w Kościele.

To ksiądz może tak powiedzieć?

– Mój tak powiedział.

Byłeś posłuszny, czy pokazałeś się w Kościele?

– Poszedłem do innego, a z mojej parafii mam teraz kontakt tylko z jedną siostrą zakonną. Opowiadała, że na początku tak mnie obgadywali, jakbym uciekł z babą, czy facetem. Ja po prostu podjąłem decyzję, że nie chcę być w seminarium. Wystąpiłem z godnością, a zostałem zlinczowany. Przez kogo? Przez księży.

Ile czasu zajęło ci dojście do siebie?

– Dzięki znajomemu dowiedziałem się, że w jednej z parafii szukają akurat organisty. Dzięki kolejnemu znajomemu wynająłem mieszkanie i 1 stycznia byłem już na swoim. Wiedziałem, że coś sobie ogarnę, bo miałem studia, jakieś doświadczenie, ale chłopak, który w tym samym czasie co ja zrezygnował, załamał się. Był bardzo religijny, jeździł na misje, super człowiek. Szedł do seminarium z nadzieją, że będzie księdzem, będzie mógł ewangelizować. Żył tym i nagle go zgasiło. Wrócił do domu i nie wiedział, co ze sobą zrobić. Pourywał kontakty, zamknął się w sobie. Teraz mu się już dobrze układa. Nie wiem, jak z jego wiarą, ale na początku omijał kościoły szerokim łukiem.

A ty?

– Na odbudowaniu relacji z Kościołem zeszło mi dobre trzy miesiące. Udało się, ale pewne rzeczy już nie wrócą. Wcześniej nie patrzyłem na Kościół jako na instytucję. Teraz mogę śmiało powiedzieć, że jest to instytucja, w której nieraz pracują ludzie ściągający haracz.

Wciąż wierzysz?

– Tak, wierzę. Nie mógłbym pracować w kościele, nie wierząc.

Rok temu przybyło niewiele ponad 200 nowy księży. W niektórych seminariach święcenia przyjął tylko jeden diakon, albo święceń nie było w ogóle. Biskupi wprost zapowiadali, że część parafii trzeba będzie łączyć, liczbę mszy ograniczać, a jeden proboszcz przydzielony będzie do dwóch Kościołów. Jak patrzysz na to po swoim doświadczeniu, to co myślisz?

– Nie myślę, że to dobrze, bo jestem wierzący. Chciałbym, żeby osoby duchowne zastanowiły się nad zmianą podejścia do młodych, nad tym co im mówią. To też potem przekłada się na liczbę i jakość powołań. Niedawno moją parafię wizytował biskup. Na kazaniu dla dzieci komunijnych mówił o pornografii, in vitro, o zamrażaniu dzieci. Po mszy do zakrystii przyszli rodzice. Byli w szoku, mieli nadzieję, że dzieci tego zwyczajnie nie słuchały albo nie zrozumiały. Potem na kolejnej mszy dla bierzmowanych ten sam biskup opowiadał o życiu młodych świętych, o ich walce o swoje wartości. To było mega fajne. Przysłuchiwałem się temu i myślałem: przecież ten biskup uczył kiedyś w szkole, wyjeżdżał na oazy z młodzieżą, o co chodzi?

No właśnie o co chodzi? Nie widzą problemu, czy widzą, ale udają, że go nie ma?

– Widzą pustki w seminariach, w kościołach, na religii w szkole, ale się poddają. Nieraz od nauczycieli słyszę narzekania, że dziecko nie umie jeszcze czytać, a ma na przykład 10 lat. Mam ochotę odpowiedzieć: ale do kogo masz pretensje? Przecież to ty weryfikujesz wiedzę i uczysz. Tak samo jest w Kościele. Ty swoim zachowaniem dajesz przykład, to od ciebie zależy, czy te dzieci nabiorą zaufania do Kościoła. Młodym osobom nie da się przetłumaczyć, że nie chodzą na msze dla księży, one jeszcze postrzegają to w inny sposób.

Duchowni widzą, poddają się i co dalej?

– Młodzi będą zmieniać wiarę. Pójdą tam, gdzie im będzie lepiej. Tam, gdzie będą się czuli bezpiecznie. I nie tylko młodzi. Jak wstępowałem do seminarium, to z naszej diecezji odeszło 10 kapłanów. Zrzuciło sutanny po trzech, czterech latach kapłaństwa. Mam znajomego księdza, który po kilkunastu latach posługi występuje właśnie z naszego Kościoła Katolickiego i przechodzi do ewangelicko-augsburskiego, bo tam można mieć rodzinę. Inny ukończył seminarium, jest wierzącym katolikiem, ale chce być prawosławnym księdzem, bo uważa, że tam mu będzie lepiej.

A tobie jest teraz lepiej?

– Tak, ale gdybym nie poszedł do seminarium, to pewnie zawsze miałbym przekonanie, że nie spróbowałem.

Czyli mimo wszystko nie żałujesz?

– Nie i też nie rozpamiętuję tego. Gdy koledzy z roku wracali do seminarium po świętach, to nawet nie pomyślałem o tym. Nie chciało mi się tam wracać. Emocje już opadły. Mam mieszkanie, szkołę, pracę. Kupiłem właśnie auto. Planuję iść na studia magisterskie z muzyki. Mam w sobie fajny spokój i żyję według swoich zasad.

Zmieniłam imię rozmówcy na jego prośbę.

RadioZET.pl

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Would you like to receive notifications on latest updates? No Yes